Udało mi się kupić włoską. To znaczy nie włoską kapustę, a kapustę sprowadzoną z Włoch (moich kochanych *) ).
Na spory gar, taki na około 3 dni z poczęstunkiem ewentualnych gości potrzebujemy 2 małe główki kapusty.
Do tego: sporą cebulę siekamy i szklimy na oliwie, dodajemy poszatkowaną kapustę (ta czynność, czyli szatkowanie czy krojenie kapusty wychodzi mi dość słabo i zawsze wychodzą mi kwadraty, a nie eleganckie kapuściane piórka.
Dodajemy odrobinę majeranku, jakiejś przyprawy wegetopodobnej i pieprzu. Nie za dużo, bo kapusta się kurczy w czasie gotowania i łatwo przesolić.
Następnie ścieramy na tarce około pięciu małych młodych marchewek i dodajemy do kapusty. Marchew nie dodaje temu daniu specjalnych walorów smakowych, ale za to dodaje dużo walorów estetycznych i o to chodzi.
Podlewamy kapustę niewielką ilością wody, którą w razie potrzeby uzupełniamy. Lepiej uzupełnić niż "utopić" i potem zrobić ciapkę odparowując za długo. Tej marchewki ma być mniej więcej, czyli na oko ;) tyle:
Kiedy kapusta jest już miękka, dodajemy dużo posiekanego koperku. Moja mama zawsze mówiła, że "jak nie masz koperku, nie bierz się za młodą kapustę". I miała rację!
Nie wiem, jak określić ilość kopru, bo pęczki są różne. Ja użyłam trzech małych pęczków. Wyglądało to tak:
Jeszcze chwilę gotujemy i robimy zasmażkę z 4-5 łyżek mąki (jak w poście o kapuśniaku: http://kuchniabjm.blogspot.com/2013/01/kapusniak.html ) , wlewamy do kapusty, zagotowujemy z zasmażką, doprawiamy i gotowe.
Można dodać pomidorów, jak ktoś lubi.
Podawać jako samodzielne danie z pieczywem albo jako dodatek. Smacznego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz