Danie z cyklu: smaki dzieciństwa. :)
Moja babcia gotowała barszcz czerwony zabielany na specjalne moje życzenie dość często. Obecnie mam tak, że co kilka miesięcy nachodzi mnie wielka ochota na ten barszcz i wtedy muszę koniecznie go ugotować. Gotuję w wielkim garze, jem sobie do upadłego, a potem znowu kilka miesięcy przerwy aż do czasu, gdy buraki znowu "zaczną za mną chodzić". ;)
Barszczyku czerwonego, takiego jaki się robi głównie w Wigilię do uszek nie cierpię. A zabielany uwielbiam. :)
Buraki obrać, pokroić w grube plastry. Na przykład na czterolitrowy garnek trzeba mieć tych buraków z pięć średnich sztuk. Zalać wodą. Jak się zagotują i pogotują z 5 minut, zakwasić. Ja używam octu, bo bardzo lubię, ale wiem, że wiele osób za nim nie przepada. Można użyć soku z cytryny albo łagodniejszej wersji octu, czyli jakiś owocowy. Tego octu albo soku z cytryny ma być tyle, aby go trochę, ale nie zabardzo było czuć w smaku barszczu. Ma być trochę kwaśny. Powiedzmy, że na 4 l to będą dwie łyżki. Zakwaszenie powoduje również to, że barszcz ma piękny kolor. Doprawić do smaku przyprawą uniwersalną albo solą i pieprzem. Mój barszcz jest bardzo ubogi, ale taki mi najlepiej smakuje. Wiem, że niektórzy dolewają żurku, ale dla mnie to absolutna profanacja. Ma być smak buraków i tyle. ;)
Jak buraki już będą miękkie, do dużego kubka wsypujemy odrobinę (płaską łyżkę, albo nawet mniej) mąki, dodajemy śmietanę i mieszamy, aby nie było grudek.
Wlać do barszczu i zagotować.
Podawać z ziemniakami z cebulką, posypane koperkiem albo szczypiorem.
Jeśli mowa o dzieciństwie..... :)))))))))))
Ależ to dawno było. :)
Smacznego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz