Translate

wtorek, 30 października 2012

Zupa z dyni.

Sezon dyniowy w pełni. Przy wycinaniu upiornych lampionów, warto zostawić jakiś niewielki okaz, aby z niego ugotować pyszną zupę, która na jesienne, a nawet ostatnio zimowe chłody jest w sam raz, bo świetnie rozgrzewa. 
Lampionów z dyni nie wycinam, bo jakoś nie czuję takiej potrzeby. Chyba za stara jestem i nie łykam tak łatwo zamerykanizowanych tradycji. Jak przebrane dzieci zapukają, to daję cukierki, ale sama nie dekoruję domu halloweenowo. Nie moje klimaty. :) 

Ale do rzeczy..... 

Do ugotowania zupy z dyni (4 porcje) potrzebujemy: 
Przyprawy: 
- gałka muszkatołowa
- ostra papryka 
- sól, pieprz 
- oliwa 
Oraz: 
- około 1,5 l bulionu warzywnego (w ostateczności kostka warzywna)
- 2 małe ziemniaki 
- 1 cebula średnia 
- 4 łyżki kwaśniej śmietany 
- garść prażonych pestek z dyni 
- około 1 kg obranej dyni (obieranie twardej skórki do przyjemności nie należy, dlatego lepiej dynię pokroić na mniejsze kawałki i dopiero wtedy obierać). Przed obraniem dyni powinno być mniej więcej dwa razy tyle. Czyli jak potrzebujemy 1 kg, to kupujemy dynię, która waży 2 kg. Pestki z otaczającymi je włóknami najlepiej wyskrobać łyżką. Dynie można kupować na połówki, więc łatwo wybrać odpowiednią. 
Moja połówka. :) 

Przed obraniem dynię pociąć i dopiero obierać, wtedy mamy mniejszą "szansę" na skaleczenie. :) 
Cebulę pokroić w kostkę i zeszklić na oliwie. Dodać pokrojoną w kostkę dynię i pokrojone w kostkę ziemniaki. Przesmażyć przez kilka minut. Zalać bulionem i gotować aż ziemniaki i dynia będą miękkie. Dynia może się rozpadać. W razie potrzeby uzupełniać płyn dolewając bulion, aby się nie przypaliło. Gdyby się tak stało, że płynu wleje się za dużo, to nie trzeba się przejmnować i gotować do czasu, aż woda odparuje, a zupa będzie dość gęsta (takie charakterystyczne pyrkotanie). 
Wyłączyć, blenderem zmiksować na jednolitą masę. Doprawić gałką, ostrą papryką, solą i pieprzem. Ja po trochu tyc przypraw daję w czasie smażenia (po dwie szczypty), to wtedy aromat jest trwalszy, a po ugotowaniu doprawiam tylko w razie potrzeby. 
Na talerzu ozdobić kleksem z kwaśnej śmietany, posypać pestkami (uprażonymi na suchej patelni i posypać jak jeszcze są ciepłe i ładnie pachną) i gotowe. 
Smacznego. :) 

piątek, 26 października 2012

Warzywny gulasz z serkiem tofu.

Gulasz można jeść z pieczywem, makaronem albo ryżem czy ziemniakami.

Opakowanie serka tofu pokroić w kostkę 1,5x1,5 cm.
Na głębokiej patelni rozgrzać oliwę i obsmażyć tofu na zloto.
Dodać wyciśnięte 2 ząbki czosnku i posiekaną drobno czerwoną cebulę (średnią) i zeszklić. Dorzucić 2 małe papryki posiekane w kostkę i 3 młode nieduże cukinie również w kostkę. Chwilę posmażyć, doprawić solą, pieprzem i kilkoma szczyptami przyprawy zioła prowansalskie.
Jak już wszystko będzie trochę "przyłapane" , zalać wodą i dusić na wolnym ogniu aż warzywa zmiękną. Jak woda wyparuje, uzupełniac w trakcie duszenia. Cukinia w trakcie duszenia powinna się trochę "rozpuścić" i zagęścić danie.
Można dodać też pomidora obranego ze skórki i pokrojonego w kostkę. Na zdjęciu gulasz jest bez pomidorów.



czwartek, 25 października 2012

Pasztet z fasoli.

     Taki pasztet można jeść i na ciepło jako danie obiadowe z dodatkami, jak i na zimno jako smarowidło do kanapek albo przekąska z dodatkiem sałatki, czy jakiegoś ostrego dipu. 
      Zrobiłam pasztet w ilości przemysłowe, bo akurat jak go piekłam, szłam z wizytą do znajomych i zawsze jak do kogoś idę, to mając świadomość, że jestem kłopotliwym gościem (ludzie nie mają pomysłów na danie bez mięsa), zawsze coś ze sobą zabieram, aby gospodarze się nie stresowali, a ja abym nie umarła z głodu jak na pewnym weselu, gdzie całą noc jadłam gotowanego kalafiora, bo wszystko, dosłownie wszystko było z mięsem. Na kalafiora nie mogę już od pół roku patrzeć. :D
      Dodatki można sobie zmieniać w zależności od gustu i smaku. Ja zrobiłam tak (na dość duży pasztet, ale na początek proponuję wypróbować z jakiegoś ułamka moich składników):
- dwie torebki po 450 g fasoli jaś (namoczyć na noc w zimnej wodzie; tej wody powinno być sporo, bo fasola chłonie)
- na oliwie zesmażyć cebulę i posiekaną w kostkę paprykę (po sztuce). Trzeba je trochę podusić w odrobinie wody, bo pasztet krótko się piecze. Można zamiast papryki dodać pieczarki, ale ja wolę paprykę, a potem polać sobie pasztet sosem pieczarkowym. Można też suszone pomidory. Można ostrzej doprawić... Wszystko można ;).
- przygotować jajo (na porcję jak moja dwie sztuki).
- oliwę
- posiekaną natkę
- ze 3 łyżki sosu sojowego
- przyprawy: pieprz, sól, tymianek i majeranek (albo inne ulubione, ale majeranek obowiązkowo)
- ewentualnie namoczoną w mleku kajzerkę (do tego konkretnego pasztetu nie dodałam, ale z kajzerką, a właściwie dwoma na dwie torebki fasoli jest wilgotniejszy i bardziej zwarty).

No to bierzemy się do roboty!
Fasolę odcedzić po najmniej 12 godzinach moczenia i ugotować do miękkości. Odcedzić i odstawić aby trochę przestygła.
Zmielić w mikserze albo przetrzeć przes sitko (doradzam mikser, bo sitko to robota dla masochistow ;)).
UWAGA! - Wrzucać do miksera małe porcje fasoli, bo jak się ją mieli, to jest twarda i sucha i mikser ma problemy techniczne :D

Zmieloną masę umieścić w misce. Dodać duszone warzywa i przyprawy. Można dodać namoczoną w mleku, a potem odciśniętą bułkę, którą najlepiej jest zmielić razem z fasolą. Wbić jajo i dolewać oliwy tyle, aż masa będzie miękka i trochę ciapowata. Dokładnie wymieszać łyżką.
Wygląda mniej więcej tak:
Naczynie do pieczenia posmarować masłem, wysypać bułką tartą (wtedy łatwo wyjąć pasztet z formy), napełnić masą. Po wygładzeniu pasztetu wierzch posmarować sosem sojowym. Smaku z tego za wiele nie będzie, ale za to ładny kolor owszem. :)
Piec w temperaturze około 180 stopni do czasu aż brzegi będą odstawać od formy. O tak:
Gotowy pasztet w całej okazałości:
Wyjęty z formy:
Z góry.....
Z boku...... (fotogeniczny, prawda?) :D 

W przekroju:

Dopisuję jeszcze. Ostatnio zrobiłam taki pasztet z dodatkiem pieczarek. Do zeszklonej cebuli dodałam pokrojoną w kostkę paprykę i po chwili starte na tarce pieczarki. Podusiłam wszystko trochę, aby było miękkie i dodałm do masy fasolowej. 


Reszta normalnie: 


I w przekroju: 
Z pieczarkami jest wilgotniejszy i może pełnić rolę pasty do smarowania.  

SMACZNEGO! 

sobota, 20 października 2012

Pizza dla zapracowanych.

Jak widać po blogu, ostatnio nie mam za dużo czasu na pisanie. Na gotowanie również. Dziś córka miała również sporo swoich spraw, ale jak wiadomo, ciepły posiłek wypada zjeść. Nawet jak nie ma za bardzo kiedy ugotować. 

Dlatego proponuję pizzę, którą robi się w pół godziny. Nie przepadam za wyrabianiem ciasta i dlatego pizza u mnie w domu bywała niezbyt częstym gościem na stole. Można niby zamówić, ale tak naprawdę kupiona w lokalu pizza smakuje wyśmienicie tylko we Włoszech. W naszych pizzeriach nie spotkałam pizzy, która powala na kolana. 
Ostatnio "wyczaiłam" w supermarkecie gotowy, świeży spód do pizzy. Wypróbowałam i z całą odpowiedzialnością mogę polecić. Kiedyś kupiłam jakiś okrągły (nie pamiętam nazwy firmy) i smakował jak  ubita buła. Ten po upieczeniu jest cienki i smaczny. Tu opakowanie: 
Składniki pizzy oczywiście można sobie dobrać dowolnie. Ja dziś zrobiłam z tego, co miałam w domu i polecam, bo to zestawienie jest bardzo smaczne. 
Przygotować: 
- kilka pomidorków pokrojonych w plasterki
- pokrojoną w kostkę (albo w cieniutkie piórka) cebulę. Dodam, że ja szklę na oliwie. Można dać surową, ale wydaje mi się, że jak ktoś ma podobnie do mnie wiekową "garmażerkę", to bezpieczniej tę cebulę zeszklić na oliwie. :D 
- kilka serc karczocha w naturalnej zalewie (takie ze słoika)
- garść pokrojonych w plasterki oliwek (ja miałam zielone) 
- trochę passaty (przecieru, a nie koncentratu). Passatę wylać do miseczki, dodać troszkę oliwy, suszonego oregano i .... trochę posolić, bo ciasto nie jest słone. 
O tak: 
-mozzarellę w wiórkach do posypania

Włączyć piekarnik na 220 stopni. 
Ciasto wyjąć z opakowania i delikatnie rozwinąć. Oczywiście nie pozbywamy się papieru, na którym "leży". Ja na blachę, na której mam piec kładę jeszcze jedną warstwę papieru, aby nie spalić spodu, ale mój piekarnik jest stary, więc raczej to nie jest konieczne. Kładziemy ciasto na blachę. Najlepiej na tę dużą,. która jest półką w piekarniku, bo ciasto jest dość szerokie, a i łatwo potem je pokroić. 
Jak już ciasto leży, smarujemy je przygotowaną passatą. 
Układamy składniki. 
Posypujemy mozzarellą: 
Wstawiamy do piekarnika najlepiej z termoobiegiem (równo się piecze) i pieczemy od 12 do 15 minut. Trzeba patrzeć, aby brzegi nie były spalone. 

Tadam!!!! 

Inne wersje: 


Smacznego. :) 

sobota, 13 października 2012

Może knedle, może kluski śląskie, a może jeszcze coś innego. ;)

Ten post będzie skromny. Wprawdzie w piekarniku w tym momencie piecze się coś wyjątkowego, ale o tej gwieździe weekendu napiszę jutro, ponieważ danie jest właśnie na jutro.

Teraz napiszę o daniu będącym dla mnie (a myślę, że dla wielu również) tak zwanym smakiem z dzieciństwa. Dziś kupienie śliwek w dowolnej porze roku to nie osiąg. Kiedyś takie knedle były daniem sezonowym i podawanym właśnie jesienią jak dojrzewały w sadach węgierki. :) 

Jest wiele przepisów na ciasto do knedli. Ja robię takie jak na kluski śląskie. Tak jakoś mi się ubzdurało, bo nie lubię się narobić, naodmierzać, nakombinować. Ciasto na śląskie jest proste i bardzo plastyczne, więc knedle się nie rozpadają w czasie gotowania i smakują bez zastrzeżeń. 

Przygotowujemy śliwki. Myjemy i wyciągamy pestki. 
Gotujemy ziemniaki tak normalnie w osolonej wodzie. Mój problem w podawaniu przepisów polega na tym, że zwkle gotuję "na oko" . Robie tak dlatego, ponieważ lubię jak przypadkowo coś się zmieni w smaku, coś wyjdzie inaczej. Taka improwizacja. 

Tych ziemniaków ma być około kilograma z małym plusem (tak zakładamy). To pewnie da ze 3-4 porcje bez objadania się. 
Ziemniaki odcedzamy i tłuczemy. Można przecisnąć przez praskę, ale mnie zwykle się nie chce i poprzestaję na dokładnym tłuczeniu. 
Po utłuczeniu ubijamy pięścią te ziemniaki w naczyniu. Następnie rysyjemy na nich krzyż. Najlepiej, aby był równy, a nie taki jak mój: 

I teraz uwaga. Nie mam zdjęcia, więc musze wytłumaczyć w miarę jasno. Jedną część (1/4) wyjmujemy. W puste miejsce po tej ćwiartce wsypujemy mąkę ziemniaczaną. Tak, aby zajmowała dokładnie tyle miejsca, co ta wyjęta część. Następnie wrzucamy znowu tę wyjętą część, wbijamy jajko i wyrabiamy w naczyniu ciasto. Jeżeli się bardzo lepi do rąk, trzeba dosypać mąki ziemniaczanej. 
Bierzemy po kawałku tego ciasta i najlepiej najpierw zrobić kulkę, a potem rozpłaszczyć ją na dłoni. Wkładamy śliwki. Jak chcemy mieć małe knedelki, to jedną połówkę, a jak duże, to dwie połówki śliwki. Jeśli śliki są duże, to można je pokroić nawet na ćwiartki. 
Następnie na tym kawałku śliwki sprytnie formujemy kulkę tak, aby nie było nigdzie "prześwitów", bo knedle będą się rozpadać w gotowaniu. 
Jak już wszystkie gotowe, wrzucamy na wrzątek (do wody warto dolać łyżke oleju, aby sie knedle nie sklejały) i czekamy, aż wypłyną. po wypłynięciu gotujemy na wolnym ogniu jeszcze z pięć minut. Wrzucamy oczywiście nie za dużo na jeden raz, bo się skleją i rozwalą. 
Tak samo robię kluski śląskie. Z ciasta robbi się kulkę, kciukiem w tej kulce dołek i gotowe. 
Knedle można robić z truskawkami i innymi owocami. 
Takie ciasto można też nadziewać innym, dowolnym nadzieniem. 

Knedle podaję z bułką zrumienioną na maśle i jakąś chudą śmietaną z cukrem. Ale sama bułka też wystarczy. 
Smacznego :) 

piątek, 12 października 2012

Popieprzone risotto.

Potrawa, którą zaproponuję dzisiaj jest w moim domu robiona dość często, ponieważ robi się ją prosto i szybko i nadaje się do odgrzania w mikrofalówce, gdy na przykład dziecko wraca ze szkoły wcześniej i nie ma w domu obiadu (zdarza się i tak).

Risotto - wersja podstawowa. 
Przygotować bulion warzywny. Powiedzmy ze 2 litry. Robi się go analogicznie jak rosół z poprzedniego wpisu, ale oczywiście bez oliwy. Czyli gotujemy wywar z warzyw i go przyprawiamy. W ostateczności, kiedy nam zależy na czasie, moze to być bulion warzywny z kostki. Też się nadaje. 

Na kuchence stawiamy obok siebie dwa garnki. Ten, w którym będziemy robić risotto i garnek z bulionem, który powinien być cały czas gorący, więc najlepiej go postawić na malutkim ogniu, aby nie wrzał, ale utrzymywał temperaturę.
Posiekać dość drobno cebulę i zeszklić ją w garnku na oliwie. Dobrze, aby garnek miał grubsze dno. Mniejsza szansa na przypalenie.
Ryż do risotto w ilości dowolnej (może być np. 2 szklanki) płuczemy i wrzucamy do garnka do cebuli. Chwilę go mieszamy, aby złapał smak oliwy i cebuli i stopniowo nalewką wlewamy po trochu bulion. Jak ryż wchłonie bulion, dolewamy następną porcję bulionu. Garnek z ryżem też oczywiście ma stać na malutkim ogniu, aby się nie palił. Ryż co chwilę mieszamy. I tak dolewamy i gotujemy ryż sobie powolutku. :)
Jak już jest miękki (nie ciapowaty, a tylko miękki), wsypujemy po trochu świeżo starty parmezan i mieszamy czekając, aż ser się rozpuści. Tego sera ma być tyle, aby go było widać i czuć w smaku. Bulion dolewamy małymi porcjami dlatego, aby pod koniec gotowania nie zostało za dużo wody w potrawie.
Risotto powinno mieć taką konsystencję:
No i teraz clou programu. Dlaczego to pyszne risotto jest popieprzone? Dlatego, że na talerzu trzeba je posypać świeżo zmielonym pieprzem. Wtedy dopiero smakuje tak jak trzeba. :)
Takie risotto może wygląda jak ciapa, ale proszę wierzyć, że smakuje wyśmienicie. Oczywiście można je jakoś "udoskonalać" jak poniżej, ale podstawowa wersja jest również samodzielnym daniem.

Wariacja 1: 
Risotto z kurkami. 
Kurki oczyścić i opłukać. Pokroić w małe kawłki, przesmażyć na małej ilości oliwy, podlać wodą i dusić aż będą miękkie. Odparować wodę, a kurki dodać do risotta. Potrawę "wykończyć" posiekaną natką i gotowe. 


Wariacja 2: 
Risotto z pieczonymi grzybami leśnymi. 
Oczyszczone i umyte grzyby leśne (mamy obecnie sezon) pokroić na kawałki i położyć na blachę do pieczenia. Dodać pokrojoną w piórka czerwoną cebulę i jakieś świeże zioła. Na przykład tymianek albo rozmaryn albo co tam kto lubi. Skropić oliwą, posolić, popietrzyć i wymieszać ręką, aby oliwa i przyprawy "dotarły" wszędzie. :) 



Wstawiamy do piekarnika i pieczemy aż będą miękkie. lepiej piec w niższej temperaturze, a wolniej, bo grzyby są ciężkostrawne i nie dopieczone mogą nam dopiec. ;)

Ja już są gotowe jak powyżej, można zjeść same, albo dodać do risotto. :)


UWAGA! Grzyby jemy oczywiście zaraz po przyrządzeniu. Nie polecam zostawianie ich na później i odgrzewanie. Można za to zapłacić niestrawnością.

Smacznego. :)

czwartek, 11 października 2012

Niedzielny obiadek. :)

Dziś wprawdzie czwartek, ale kolejny wpis dotyczący właśnie niedzieli został zainspirowany wczorajszą rozmową ze znajomą właścicielką sklepu która chciała mnie namówić n zakup jakiegoś mięsa. Na informację, ze mięsa nie jadam, zadała mi pytanie: To co pani je w niedzielę na obiad??? :)

No tak. Niedzielny obiad to posiłek szczególny i odkąd pamiętam, zawsze tak było. I w moim domu rodzinnym i w moim obecnym. Przy zabieganym trybie życia jest to często jedyny moment, gdy mamy szansę nakryć stół "jak Bóg przykazał" i siedzieć przy tym stole jedząc bez pośpiechu.

Z czym się kojarzy niedzielny obiad? Mnie się kojarzy z rosołem i biciem schabowych. szczególnie latem, gdy kuchenne okna są otwarte, słychać to walenie tłuczkami w całej okolicy.

Moje niedzielne obiady też staram sie przygotować z większym namaszczeniem niż codzienne. I zaryzykuję stwierdzenie, że niewiele się różnią od tych podawanych w innych domach.

Moja dzisiejsza propozycja dwudaniowego obiadku. :)

1. Wegetariański Rosół. !!!!
Tak, tak. W niedzielę często robię wegetariański rosół, który bardzo niewiele różni się smakiem od tradycyjnego. Zrobiłam kiedyś eksperyment i podałam go znajomym. Nie poznali, że to rosół zupełnie bezmięsny. ) 

Potrzebna jest oliwa z oliwek (na oliwie gotuję wszystkie zupy i napiszę o tym w kolejnym poscie) i tak zwane rosołowe warzywa.
Do garnka wlewamy trochę oliwy. Nie za dużo, bo będzie za tłuste. Powiedzmy do czterolitrowego garnka 3 - 4 łyżki oliwy. Następnie wrzucamy połówkę cebuli prekrojoną stroną do dołu i kawałek pora. Smażymy, aż się przypieką. Dorzucamy inne warzywa w kawałkach, czyli marchew, pietruszkę, selera i dodajemy przyprawy. Ja uzywam Warzywka, bo jakoś lubię tę przyprawę, chociaż podobno wegetopodobne przyprawy za zdrowe nie są. No trudno, na coś trzeba umrzeć... ;) Można dodać też kawałek włoskiej kapusty, która naszemu rosołowi doda ostrzejszego charakteru.
Mieszając smażymy wszystko w tej oliwie aż warzywa się trochę zeszklą i "puszczą" piękny aromat. Naprawdę w pewnym momencie zapachnie w całej kuchni. :)


Zalewamy wodą i gotujemy na wolniutkim ogniu do czasu, aż warzywa będą miękkie.
Podajemy z makaronem albo z kluskami lanymi czy kładzionymi.

2. II danie: 
- ziemniaczki pieczone. 
Młode male ziemniaczki nie muszą być obgotowane, ale starsze już tak. Czyli: 

Ugotować ziemniaki na półmiękko, odcedzić i poukładać w jakimś naczyniu do zapiekania. Posypać grubą solą morską i ewentualnie jakimiś ziołami. Na przykład tymiankiem.
Wstawić do piekarnika i piec aż będą rumiane.
Do ziemniaczków proponuję tzatziki (cacyki - jak zwał tak zwał), czyli grecki dip. W internecie jest bardzo dużo przepisow, ale ja robię od zawsze jedną wersję nie wymagającą zbytniego wysiłku. Dość spora porcja:
Dwa ogórki obrać, przekroić wzdłuż i łyżeczką pozbyć się pestek. Zetrzeć je na tarce jarzynowej i ułożyć na sitku, aby odsączyć z wody. Jogurt grecki (inny, rzadszy też trzeba odsączyć z nadmiaru wody, więc lepiej kupić grecki) przełożyć do miski i wcisnąć 1-2 ząbki czosnku, dodać trochę oliwy, soku z cytryny, soli i pieprzu, przełożyć odsączone ogórki i dobrze wymieszać. Wstawić na pół godziny do lodówki.
A co zamiast schabowego? ;)
Proponuję rodzaj omletu z majerankiem!
Bardzo szybko się robi. W misce rozbełtać jaja (minimum po dwa na głowę). Doprawic na przykład jak ja znowu warywkiem (to chyba jakieś zboczenie!), pieprzem i majerankiem - koniecznie, bo tyle jajek to raczej ciężkie jedzenie, a majeranek nie pozwala tego odczuć.
Wlać na rozgrzaną patelnię. Może być sucha albo spryskana odrobiną oliwy, przykrywamy pokrywką i czekamy. Jak się spód zetnie, to trzeba podważyć łopatką i lekko unieść, aby jajko z góry spłynęło na spód i dosmażyć, a właściwie dopiec.
Alternatywą dla tego prostego omletu może być omlet z duszonymi warzywami. Na przykład z cebulką, papryką i cukinią. Wszystko w kostkę, posmażyć na odrobinie oliwy, podlać wodą i podusić do miękkości, pozbywając się tej wody (podleać małymi porcjami, aby miała szanse wyparować wraz z uduszeniem się warzyw), wbić doprawione jajka i smażyć czy tam piec jak ten powyżej. Wygląda mniej więcej tak:


No i na koniec sałata.
Dowolny mix sałat umieścić w misce. Posypać pestkami z dyni i słonecznika. Pestki można uprażyć na suchej patelni, ale nie jest to konieczne. Mnie się zwykle nie chce i też smacznie wychodzi. :)
Zalać sosem z oliwy, soku z cytryny, soli, pieprzu. Wymieszać i gotowe.
Ja do takiej sałaty dodaję sobie jogurtu naturalnego. Może to i za dużo. I cacyki i jogurt, ale w niezielę przesyt może chyba być?

No i obiadek gotowy. :) Ziemniaczki polane cacykiem, sałata i trójkącik omletowy.
Nie przemyślałam deseru. Może następnym razem.
Smacznego. :)

wtorek, 9 października 2012

Placki z cukinii.

Jak już jestem przy cukinii, czyli jesiennym smacznym cudzie, to proponuję placki. Są robione analogicznie do placków ziemniaczanych, ale przygotowanie ciasta trochę się różni.
Najlepiej młode cukienie ścieramy na tarce jarzynowej, czyli na trochę grubszych oczkach niż ziemniaki. Jeśli cukinie są starsze i większe, to trzeba je przekroić i pozbyć się pestek.

Starte cukinie mocno odciskamy z wody. Jak już są odciśnięte, odrobinę solimy, pieprzymy i wbijamy jajo. Następnie mieszając ciasto z jajem dosypujemy stopniowo mąki, aby ciasto zrobiło się dość zwarte i kolokwialnie mówiąc: "trzymało się kupy". Jeśli mąki będzie za mało, placki będą się rozpadać. Gdyby tak właśnie się stało i pierwszy placek się rozpadł na patelni, to jest właśnie znak, że trzeba dosypać mąki.

Smażymy placki na złoty kolor i podajemy z jakimś sosem. Ja lubię z pomidorowym.




Poniżej z sosem pomidorowo - pieczarkowym: 
Przepisy na sosy pomidorowe: http://kuchniabjm.blogspot.com/2013/02/sos-pomidorowy.html  
Smacznego!

Zapiekanki palce lizać. :)

Proponuję alternatywę dla już chyba tradycyjnych ;) zapiekanek z pieczarkami.
Jesień to najlepsza pora na paprykę i oczywiście cukinię, dlatego moja propozycja zawiera właśnie te warzywka.
Co będzie potrzebne:
oliwa,
2-3 czerwone cebule
2 spore papryki, najlepiej różnokolorowe, wtedy zapiekanki ładniej wygladają, a i smak jest bogatszy
ze 3 młode cukinie
ze 4 średnie pomidory
sól (albo warzywko czy wegeta jak ktoś używa), pieprz, majeranek, 3 szczypty tymianku

Cebulę pokroić w kostkę. Nie musi być jakaś szczególnie drobna. Tak samo obraną i oczyszczoną paprykę. Pomidory obieramy ze skóry (ja robię tak, że do jakiegoś naczynia wkladam pomidory i zalewam je wrzątkiem, czekam z minutę, odlewam wodę i obieram, bo samo przelanie czasem nie wystarcza i ciężko się obiera) i kroimy zupełnie niedbale w kostkę byle jaką. :)
Na rozgrzaną oliwę wrzucamy cebulę. Jak się zeszkli, dorzucamy paprykę. Chwilę smażymy mieszając i dorzucamy pomidory. Podlewamy wodą i dusimy aż paprka będzie miękka. Pomidory w trakcie duszenia całkowicie się rozpuszczą i staną się zagęszczaczem. Dlatego sposób ich pokrojenia nie miał znaczenia. ;)
Jak już papryka będzie "prawie" miękka, wrzucamy obrane i pokrojone w kostkę cukinie i dalej dusimy aż warzywa będą miekkie. Cukinię wrzucamy dlatego później, bo papryka jest twarda i zanim się udusi, cukinia by się zwyczajnie rozpuściła.
Woda w czasie duszenia odparuje, ale jak jest potrzeba to podlewamy ciągle małą jej ilością, aby nie spalić warzyw. Doprawiamy przyprawami w trakcie duszenia.

Jak już warzywka są gotowe, bagietki albo bułki trzeba przekroić i wydłubać trochę środka. Nakładamy farsz i zapiekanki układamy na blasze.
Bardzo lubię ciemne bagietki z ziarnem.
Tak to wygląda:
Wkładamy do pieca i zapiekamy aż bułki będą chrupiące. Z termoobiegiem trwa to jakieś 10 - 15 minut w temp. około 180 stopni. Pod koniec zapiekania posypać serem. Najlepiej mozzarellą w wiórkach albo jakimś innym miękkim i startym na tarce.
Jak pisałam, okrągłe bułeczki też się nadają. Na powyższym zdjęciu już zapieczone z serem.
Bułki nie mają się jakoś bardzo spiec, bo będą bardzo twarde. W trakcie zapiekania trzeba je zwyczajnie "pomacać" ;) i wyczuć, czy są chrupiące.

Smacznego. :)



poniedziałek, 8 października 2012

Tarta ze szpinakiem.

Na niezbyt dużą blachę do ciasta potrzebujemy 2 opakowania siekanego szpinaku mrożonego. Do tarty wolę mrożony, ponieważ świeży różnie reaguje na smażenie i trudno przewidzieć ile go będzie po zesmażeniu.
Szpinak mrożony najlepiej i najszybciej (co w moim przypadku jest baaaardzo ważne) rozmraża się w ten sposób, że wlewamy do garnka trochę wody (szpianak ma tej wody sporo, więc wlewamy tylko na dno, aby się nie przypalił zanim zacznie się rozmrażać. Jak już się rozmrozi w tym garnku, przecedzamy przez sitko odsączając nadmiar wody.

Zesmażyć szpinak na maśle (około pół kostki) doprawiając solą, pieprzem, czosnkiem (z 5 ząbków) i gałką muszkatołową (gałki nie za dużo, aby nie zdominowała smaku, albo wcale jak ktos nie lubi).
 Dodać ser ricotta (półtora serka) i wbić jajka (na 2 opakowania mrożonego szpinaku 3 jaja). Chwilkę posmażyć aż woda całkowicie odparuje. Trzeba ciągle mieszać aby się nie przypalił. Dobrze jest dodać trochę śmietany (około połowę małego kubka), aby nie było za suche.

Na blachę rozkładamy papier do pieczenia (łatwiej wyjąć, ale nie jest to konieczne).
Gotowe ciasto francuskie trzeba rozmrozić i wyłożyć blachę.
Wykładamy szpinak.
Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do około 200 stopni i pieczemy aż szpinak nabierze złotawego koloru.